Jak zmienić edukację, żeby była lepsza? Usunąć chorobę, która od kilkudziesięciu lat utrzymuje ją w stanie głębokiego osłabienia. Jak to zrobić? Najprościej rzecz ujmując, zrezygnować z modelu, który został opracowany jeszcze w czasach rewolucji przemysłowej, na potrzeby przemysłowej organizacji świata i charakterystycznego dla fabryk podziału pracy. Od czego zacząć? Najprościej byłoby zacząć od początku, czyli od zastanowić się nad celami.

Powstaje jednak pytanie, kto miałby się nad tym zastanowić, a potem, co równie ważne (bo, choć teoretyków u nas dostatek, przecież nie tylko o myślenie tu chodzi), wdrożyć efekty tego namysłu?

Po lekturze książki Petera Blooma i Carla Rhodesa „Świat według prezesów” mam wątpliwości, czy powinni to robić rektorzy i namaszczeni przez nich kierownicy/decydenci. Choć książka dotyczy „kultury” korporacyjnej i zarządzającej korporacjami klasy próżniaczej … pardon, klasy prezesowskiej, podobieństwa w zarządzaniu modelem korporacyjnym i uniwersyteckim są wyraźne.

Argument pierwszy. Idealizowanie prezesów daje im niebezpiecznie dużą władzę. Władza ta, co oczywiste, zwalnia od konieczności konsultowania decyzji, a nadany przez piastowane stanowisko charyzmat zabezpiecza przed krytyką, bo przecież „najwyższy” jest nieomylny. Świat kierowników to rzeczywistość półbogów, w którym najcenniejszym towarem jest kiczowaty półboski rytuał i dobrze opłacona klaka.

Argument drugi. Większość prezesów odniosła sukces nie dzięki ciężkiej pracy i cechom osobistym, ale dzięki przywilejom. Oznacza to, że prawdopodobnie tymi samymi kryteriami będą się kierować wybierając tych, z którymi będą współpracować. Nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, jakie bywają efekty tego zjawiska (mniej domyślnych odsyłam do bogatej literatury poświęconej zjawiskom nepotyzmu, korupcji, tworzenia się klik, etc.). Mówiąc krótko, cała ta gadka szmatka o tym, że ciężka pracą …. jest tylko gadką szmatką, dodatkiem do orderu. Jeśli nie znajdujesz się w orbicie wpływów, zapomnij o loginie i haśle do tyłka prezesa. Jak piszą autorzy, rynek prezesów zdominowany jest rzez „masowy konformizm i niezasłużone przywileje ekonomiczne”.

Argument trzeci. Postać prezesa nadaje sens całemu systemowi i stanowi uzasadnienie da działań wszystkich jego elementów. Biorąc pod uwagę dwa poprzednie argumenty, należy skonstatować, że „ryba na pewno zepsuje się od takiej głowy”. Sukces prezesa systemu nie przekłada się na sukcesy podwładnych, a jego rutynowe pochwały niekoniecznie sprawią, że podwładni poczują się docenieni i poczują głęboki związek z instytucją.

System, w którym funkcjonujemy jest zły. Kolejne wzmacnianie prezesów prowadzi do wzrostu nierówności i erozji tych resztek demokracji, które jeszcze zachowały się w organizacjach. Szansą na zmianę jest oddolny nacisk i działania skierowane na budowanie systemu partycypacyjnego, otwartego na głosy wszystkich jego uczestników. Nadzieję daje możliwość budowania takiej kultury organizacyjnej, która zapewni równy dostęp do informacji i zasobów, da takie same szanse na podejmowanie decyzji wszystkim oraz stworzy rozwiązania sprzyjające wspólnemu rozwiązywaniu problemów. Gotowych rozwiązań jest wiele. Wystarcz z nich skorzystać.