Dzisiaj trochę o śmieciach. Zgodnie z podpisaną niedawno przez prezydenta ustawą o utrzymaniu czystości i porządku w gminach rady gmin będą określały stawki opłaty podwyższonej za gospodarowanie odpadami komunalnymi, jeśli właściciele nieruchomości nie dopełnią obowiązku ich zbierania w sposób selektywny. To kuriozum jest traktowane jako część polityki ekologicznej państwa i ma stanowić „zachętę” do segregowania odpadów.
Jak zwykle, w naszej mentalności „zachęta” zakodowana jest pod hasłem „karanie”, w związku z tym trudno oczekiwać od tego rozwiązania choć odrobiny sprawiedliwości. Segregujesz, nie oczekuj nagrody w postaci mniejszego rachunku za wywóz śmieci. Jeśli twój sąsiad nie segreguje, zapłacisz więcej. Przecież nie da się kontrolować worków ze śmieciami obywateli, mówią włodarze miast, uzasadniając realizacje tego potworka.
U nas się nie da, ale gdzie indziej się da. Pokazują to przykłady ze świata. Świata, który nie powiedział, że się nie da, tylko pomyślał i stwierdził: „spróbujmy, ale nastawmy się na to, że zmiana nawyków, a tym jest w rzeczywistości zachęta do segregowania odpadów, jest trudna i jej efektów nie należy oczekiwać od razu”. Co zatem robiono?
Wprowadzano przepisy prawne, zachęty, programy motywacyjne i infrastrukturę w celu tworzenia rynków sprzyjających recyklingowi. Jednym ze sposobów tworzenia infrastruktury jest projektowanie platform, które bezpośrednio łączą konsumentów i producentów. Sprzyja to robieniu zakupów bez konieczności pakowania ich w niepotrzebne, najczęściej plastikowe, opakowania. Dodatkową korzyścią kupowania bezpośrednio od producentów jest niższa cena produktów (eliminacja pośredników). Usługę taką oferuje aplikacja MOVE, stworzona przez jeden z amerykańskich start-upów.
Przyjaźnie lecz stanowczo zachęcano mieszkańców do segregowania śmieci. Zamiast surowych kar, konsekwencja i upór … no i wykorzystanie wiedzy psychologicznej. W Seattle władze miasta poprosiły pracowników służb oczyszczania o kontrolowanie pojemników i wrzucanych do nich śmieci. Jeśli do pojemników były wrzucane nieposegregowane odpady, naklejano na nich trudną do usunięcia naklejkę, którą widzieli wszyscy sąsiedzi. Towarzyszyła temu grzywna w wysokości 1 dolara od mieszkania lub 50 dolarów od bloku. Nalepka miała funkcje zawstydzającą, i co najważniejsze, była skuteczna.
Kierowano uwagę na źródło problemu. Podatek od opakowań z tworzyw sztucznych, który ma być zachęta do wykorzystywania materiałów z odzysku. Przerabiały to niemieckie miasta, które musiały pokrywać olbrzymie koszty składowania śmieci, (aż 1/3 odpadów stanowiły opakowania). Miasta zaczęły lobbować na rzecz ustawy przerzucającej odpowiedzialność za zbiórkę, sortowanie i recyckling opakowań na wytwarzające je firmy. Rezultatem było
rozporządzenie o redukcji odpadów opakowaniowych. Obecnie koszt recyklingu wliczony jest w cenę produktu lub odejmowany z zysków producenta.
Jasno informowano o zasadach segregacji, ale też precyzyjnie określano cel segregowania śmieci. Informacje o segregacji były włączane włączone w szersze programy edukacji pro-środowiskowej. Stawały się częścią polityki miast – inteligentnej polityki miast (smart city policy). Polegała ona na promowaniu zasad gospodarki cyrkularnej, idei zero waste i innych rozwiązań ekologicznych i pro-klimatycznych. Przykładem może być wiele państw, które zaczęły realizować zasadę cyrkularną. Jednym z takich państw jest Finlandia, która postawiła na rozwój w pięciu obszarach: zrównoważonej konsumpcji, nowych produktach i usługach, minimalizacji zużycia zasobów, bezemisyjnego transportu oraz współpracy środowisk prawnych, naukowych, biznesowych i społecznych.