Wedle wszelkich prognoz humanistyka ma szansę stać się jedną z wiodących dyscyplin. Dyscypliną przyszłości. Wiedzą to wszyscy, którzy śledzą trendy, ale też ci, którzy rzetelnie analizują rozwój humanistyki w kontekście przekształceń uniwersytetu w ogóle.
Współczesny paradoks nauk humanistycznych polega jednak na tym, że – w związku z robotyzacją, algorytmizacją, automatyzacją i innymi -cjami – zapotrzebowanie na nie będzie rosło, ale ci, którzy powinni dbać o jej rozwój, konsekwentnie pracują na jej marginalizację, a może nawet upadek. Sprawiają wrażenie zagubionych w konserwatywnej mantrze „jakoś-to-będzie-bo-kulturowo-twórcza-rola-i-kształtowanie-człowieka-bez-nas-jest-niemożliwa-i-jesteśmy-niezastąpieni-a-w-ogóle-to-jesteśmy-fajni”.
Nikt nie jest niezastąpiony. Choć prawdą jest twierdzenie, że humanistykę trudno zastąpić. Łatwo jest jednak zastąpić akademicką humanistykę. Ten proces zresztą właśnie się dzieje (przedmioty filozoficzne zastępowane są bliżej nieokreślonymi przedmiotami humanizującymi … cokolwiek to znaczy). Humanistyka wyprowadza się poza dotychczasowy system edukacyjny w dość szybkim tempie. Rośnie również jej znaczenie. Niestety poza uniwersytetem. Dlaczego tak się dzieje?
Bo zmieniły się oczekiwania rynku pracy. Wcześniej studenci mogli uczyć się dla przyjemności, nie tracąc perspektyw zawodowych. Dzisiejszy rynek pracy jest inni niż dawniej. Tak, wiem, że humaniści alergicznie reagują na kategorię „rynek pracy”. Jak bardzo negatywnie by jednak nie reagowali, to właśnie tak zwany „rynek pracy” decyduje o zmianach w wielu obszarach rzeczywistości.
I tak, warto zastanowić się nad dostosowaniem programów nauczania do rynku pracy, ponieważ absolwenci studiów nie będą pracownikami uczelni, ale będą zmuszeni do szukania pracy poza nią. Może więc warto ich do tego przygotować? Może też warto ich do tego przygotować dobrze? Zgodnie z głoszonymi przez humanistów wartościami? Może wtedy ten rynek pracy będzie wyglądał lepiej, niż teraz?
Bo humanistyka straciła kontakt z rzeczywistością. Choć to grube uogólnienie, niestety dotyczy większości peryferyjnych uczelni. Wystarczy przejrzeć tytuły książek i prac naukowych, żeby zadać sobie pytanie, jakie problemy rozwiązują publikowane teksty? W jaki sposób przyczyniają się do zmiany kondycji człowieka? W jaki sposób odpowiadają na współczesne wyzwania?
Można odnieść wrażenie, że humanistyka to ciągle powiększające się archiwum myśli i idei historycznych, które przekłada się z półki na półkę, dodając od czasu do czasu jakąś nową, choć mało inspirującą interpretację. Parafrazując Maxa Webera, humanistyka to w znacznej mierze destylat z cudzych myśli. I choć to bardzo bezpieczna działalność, trzeba dodać, że mało inspirująca i twórcza.
Bo zarządzanie nauką jest na niezwykle niskim poziomie. Warto zacząć dyskusję, kto powinien zarządzać nauką. Czy powinni to robić sami pracownicy naukowi? Czy do zarządzania nauką niezbędne są kompetencje? Jakie to mają być kompetencje? Jak rozliczać decydentów z ich pracy? Uczelnie to system zhierarchizowany. Silnie zhierarchizowany. Z elementami feudalizmu, którego duch wciąż krąży po systemie. Struktura uczelni to całość skostniała i zbiurokratyzowana z silnie rozwiniętymi centrum zarządzającym, uświęconym wielowiekową i dworską tradycją.
Uczelnie nie są krynicami demokracji, a uczelniana władza, choć ma słaby mandat społeczny, może wiele. Uczelnie przypominają monolityczne korporacje, wymuszające masowy konformizm i obdarowujące nie zawsze zasłużonymi przywilejami. Jeśli dodamy do tego powodującą bezmyślność i oportunizm parametryzację, mamy przepis na edukacyjnego molocha, któremu wystarcza energii wyłącznie do tego, żeby zajmować się sobą.
To tylko trzy argumenty, które mogą pomóc w wyjaśnieniu obecnego stanu humanistyki (lista jest o wiele dłuższa). Niestety mogą również być przydatne w konstruowaniu scenariuszy przyszłości. Pozostaje pytanie, czy sytuacje humanistyki można zmienić?
Można. Wymaga to jednak zmiany myślenia … i wyjścia z przysłowiowej „wieży z kości słoniowej”.
Humanistyka należy do dyscyplin przyszłości. Zdaniem wielu obserwatorów edukacji twierdzi, że przyszłość będzie należała do kierunków humanistycznych. Trudno się z tym nie zgodzić. Humanistyka będzie kluczowa w wyjaśnieniu sensu zachodzących zmian, w mobilizowaniu opinii publicznej i zachęcaniu ludzi do działania, w wyznaczaniu etycznych standardów rozwoju, a być może również w projektowaniu konkretnych rozwiązań społecznych. We wszystkim tym humanistyka będzie kluczowa. Pytanie tylko, czy będzie to humanistyka uczelniana.
Humanistyka może stać się dyscypliną przyszłości. Jest tylko jeden warunek, o jej rozwoju muszą decydować ludzie, których widzenie rzeczywistości wykracza poza „dotrwać do emerytury” i „jakoś to będzie, bo zawsze tak było i się udawało”. Tym razem może się nie udać.